Na terenie Jeleniej Góry zachowało się kilka obiektów związanych z dawnym prawem. Przedstawiają jednak one zupełnie różne podejście do litery prawa. Bo gdy przyjrzymy się tym najstarszym obiektom czyli kamiennym krzyżom zwanym potocznie krzyżami pokutnymi czy krzyżami pojednania, to gdy prześledzimy prawo jakie obowiązywało w okresie wystawiania owych obiektów dojdziemy do, wydawałoby się jedynie słusznego wniosku. W tamtych czasach dbano o obywateli, nawet o tych którzy zeszli na złą drogę.
Bo gdy zdarzyło się iż ktoś zabił drugiego człowieka, nie karano go dotkliwie, przede wszystkim nie odbierano mu życia. Stworzono bowiem prawo wedle którego taki człowiek mógł wykupić się od kary wymierzanej wówczas na szyi, czyli popularnego powieszenia.
Otóż złoczyńca mógł zawrzeć z rodziną ofiary ugodę na podstawie której zobowiązywał się do, jeżeli można tu tak mówić, naprawienia swojego czynu, a właściwie ulżenia doli rodziny pozbawionej swojego członka, który często był ich jedynym żywicielem. I tak zabójca mógł naprawić wyrządzone zło poprzez świadczenia pieniężne na rzecz rodziny zamordowanego, np. łożenie na utrzymanie dzieci, zwrot kosztów pogrzebu, czy czasami na ożenek z wdową. Oczywiście rodziło się czasami podejrzenie, że zabójca dopuścił się niecnego czynu gdyż zależało mu by poślubić owdowiałą niewiastę. W takich jednak wypadkach, gdy udowodniono mu tak niecne zamiary, przypłacał to głową, już bezapelacyjnie.
Wydawałoby się, iż nie była to wcale tak surowa kara. Jednak nie do końca. Oprócz bowiem wynagrodzenia krzywdy wyrządzonej rodzinie zamordowanego trzeba było ponieść jeszcze koszty związane z zabezpieczeniem potrzeb innych. Oczywiście najważniejszym było wyłożenie stosownych sum na rzecz Kościoła, np. opłacenie określonej ilości mszy odprawianych za ofiarę czy odbycie pielgrzymki do miejsca świętego. Wbrew pozorom taka pielgrzymka wcale nie była tania. W tamtych bowiem czasach nie było takich środków lokomocji jak dzisiaj i najczęściej pielgrzym przemierzał szlak pieszo. Wiazało się to również z długim okresem nieobecności w domu. Często było to przyczyna upadku interesów prowadzonych przez osobę pielgrzymującą. Dlatego stworzono możliwość by e pielgrzymkę mogła uda się osoba opłacona. Było to jednak bardzo kosztowne i tylko nieliczni, ci naprawdę bardzo bogaci mogli sobie na to pozwolić.
Ponieważ wspomniana ugoda musiała być zawarta w obecności władz kościelnych lub sądowniczych, oczywiście należało także przeznaczyć pewne sumy na rzecz sądu. Wszak sędziowie też ludzie, muszą jeść i pić. I właśnie za jadło oraz napitki skonsumowane podczas procesów musiał zapłacić zabójca. Nic więc dziwnego, że procesy trwały czasami o wiele za długo.
Ale to nie wszystko, trzeba jeszcze było przy okazji zrobić jakiś miły gest w stronę lokalnej społeczności, np. opłacenia dla określonej ilości osób kąpieli w łaźni. Jak możemy się domyślać takie zbytki jak kąpiel nie były dostępne dla zwykłego śmiertelnika. Dlatego przy okazji takiego procesu zwykły przedstawiciel ludu mógł zobaczy jak to jest być czystym i pachnącym.
Już widać że wcale nie tak łatwo było sprostać wymogom ówczesnego prawa. Ale to jeszcze nie wszystko. Pozostał jeszcze najważniejszy obowiązek jaki musiał spełnić zabójca. Musiał on upamiętnić osobę poszkodowaną poprzez wystawienie, stawianego najczęściej w miejscu zbrodni, kamiennego krzyża pokutnego. Krzyż ten nie miał narzuconych ani kształtów, ani rozmiarów. Od zainteresowanego zależało jak on będzie wyglądał. A w zasadzie od jego sumienia. I tak stawiano małe krzyże mające kilkadziesiąt centymetrów wysokości ale także takie przekraczające dwa metry. Do ich wykonania wykorzystywano najczęściej materiał jaki znajdował się na miejscu. Jednak łatwiej było wykonać krzyż np. z piaskowca niż z granitu. Dlatego te z piaskowca spotyka się o wiele częściej. Czasami zamiast krzyża wykonywano kapliczkę, jednak ta była o wiele bardziej skomplikowana w procesie jej tworzenia. I dlatego stworzono możliwość by można było sfinansować wykonanie takiego obiektu przez fachowca. Oczywiście trzeba było za to zapłacić, czasami sporo.
Gdy sumienie złoczyńcy przeszkadzano w spokojnym śnie krzyże zaopatrywano w różne ryty. Najczęściej przedstawiały one narzędzie, którym zadano śmiertelny cios. Czasami jednak umieszczano na kamieniu np. opis zdarzenia.
Jak więc widać prawo w tamtym czasie pozwalało na zachowanie głowy przez zabójcę, było jednak wyraźnie ukierunkowane w stronę ludzi bogatych. Biedni raczej nie mieli szansy z niego korzystać. Na ziemi jeleniogórskiej zachowało się ponad sto takich obiektów jednak w granicach dzisiejszej Jeleniej Góry jest ich tylko kilka.
I tak najbardziej znane są dwa obiekty zachowane w murze prawosławnego kościółka św. Apostołów Piotra i Pawła, od strony ulicy 1-go Maja. Pierwszy z nich to krzyż łaciński posiadający ryt podwójnego narzędzia mordu. Jest nim kusza i miecz. Fakt ten sugeruje przebieg morderstwa jednak nie do końca. Bo czy ofiara była ugodzona bełtem wypuszczonym z kuszy a później dobita mieczem? Tego nie wiemy.
Drugi krzyż znajdujący się obok jest znacznie mniejszy. Zawiera on jednak zagadkę niewyjaśnioną do dnia dzisiejszego. Bo umieszczony na nim ryt w kształcie prostokąta podzielonego na dwie części nijak nie pasuje do żadnego ze znanych narzędzi zbrodni. No chyba, że zabójca miał poczucie humoru i użył jakiegoś przedmiotu znajdującego się akurat w zasięgu jego ręki. Ponieważ ryt ów częściowo jest niewidoczny chyba nie dowiemy się co mogło w tym wypadku posłużyć jako narzędzie zbrodni.
Bardzo ciekawym obiektem jest trzeci krzyż wmurowany w zewnętrzną ścianę kościółka św. Anny obok Baszty Wojanowskiej. Ponieważ poziom ulicy na przestrzeni czasu znacznie się podniósł krzyż ten wystaje nad poziom chodnika ledwie 29 cm. Jego usytuowanie jest tak niefortunne, że mało kto mógł liczyć na szybkie wypatrzenie go. Dlatego jakiś czas temu, przy okazji układania nowego chodnika, jego lokalizacje zaznaczono układając w chodniku kostki w kształcie krzyża.
Czwarty krzyż został wmurowany w zewnętrznej stronie muru otaczającego kościół św. Jerzego w dawnej miejscowości Strupice. Obecnie jest to część Jeleniej Góry w dzielnicy Zabobrze.
Jest jeszcze, a raczej by, piąty krzyż, znajdujący się na Czarnym. Ma on ryt miecza i datę 1786. W zasadzie każdy kto wyjeżdża z Jeleniej Góry w stronę Mysłakowic mija go nie zwracając na niego uwagi. Krzyż ten jest ciekawym przykładem obiektu, który mimo, iż wciąż znajdując się w tym samym miejscu, co jakiś czas zmienia swoje usytuowanie. Jak już wspomniałem na początku znajdował się on w miejscowości Czarne. Póżniej, gdy Czarne zostało częścią Jeleniej Góry lokalizowano go w Jeleniej Górze. Jednak z czasem granice znowu się przemieściły i teraz krzyż ów znajduje się w Myślakowicach, a może w Łomnicy? Jeśli ktoś jest dociekliwy zapraszam do sprawdzenia aktualnych map.
A jeśli ktoś jest bardzo dociekliwy to zachęcam do poszukiwań gdyż według zachowanych przekazów znajdowały się tu jeszcze dwa krzyże. Jeden w Goduszynie, drugi w Sobieszowie. Pierwszy zaginął na początku XX wieku, drugi wiemy, ze stał w ogrodzie gospody o nazwie „Pod Złotą Gwiazdą”.
Ponieważ nie zawsze chodziło o sprawy tzw. gardłowe stosowano także łagodniejsze kary polegające na chłoście. Do ich egzekwowania wykorzystywano słupy zwane pręgierzami. Jedyny w Jeleniej Górze zachowany pręgierz znajduje się na dziedzińcu zamku Chojnik. Wykonano go z różowego piaskowca. Ze względu na jego rozmiary i miejsce usytuowania ułatwiono sobie pracę przywożąc go tutaj w elementach, które scalono w jeden słup. Całość ma prawie 4 metry wysokości. Obiekt ten mógł służyć do jednoczesnego wykonywania kary nawet na czterech delikwentach. Oczywiście pręgierz to nie tylko kara chłosty. Często kara polegała tylko na wystawieniu uwiązanego przestępcy na widok publiczny. Każdy przechodzący obok mógł wówczas „nawrzucać mu” jak byśmy to dzisiaj powiedzieli. Mógł go nawet opluć, jednak nie mógł go uderzyć. Za taki czyn można było samemu trafić pod pręgierz.
I znowu dla dociekliwych podam, że w Jeleniej Górze znajdował się jeszcze jeden pręgierz. Niestety przepadł on razem ze starym ratuszem, który zawalił się w roku 1739.
Jak więc widać stosowane dawniej prawo nie było nastawione tylko na eliminowanie zabójców ze społeczeństwa. Dawało im, a przynajmniej tym bogatszym, szanse na dalsze życie w miejscowej społeczności. Jednak prawo to działało do czasu. Gdy nasiliły się rozboje i zabójstwa zaostrzono przepisy i zaczęto karać nie tylko na gardle ale także stosować wymyślne tortury.
Aby jednak było czynione to z sensem oraz fachowo powołano stanowisko kata. Człowiek zajmujący się tym rzemiosłem musiał nie tylko doskonale znać się na anatomii, umieć leczyć, wykonywać drobne operacje ale także musiał oczyszczać miasto z nieczystości, wyłapywać bezpańskie zwierzęta, a nader wszystko musiał potrafić zadawać ból i cierpienie w ten sposób by skazany przeżył w bólu i cierpieniu tyle dni ile zażyczył sobie sąd.
By nowe prawo odstraszało potencjalnych przestępców co zamożniejsze miasta wystawiały szubienice. Najpierw obiekty te były wykonywane z drewna, później murowane z kamienia i cegły. Stawiano je na wzgórzach tak by były widoczne z daleka. Przede wszystkim chodziło o prewencję. Gdy bowiem na szubienicy przez wiele dni widać było wisielca ludzie wiedzieli co ich czeka gdy nie będą stosować się do obowiązującego prawa. Z drugiej strony chodziło, jak to w życiu bywa, o kasę, często o dużą kasę. Gdy bowiem szlakami handlowymi podążali kupcy widząc taki obrazek z chęcią zbaczali na odpoczynek do grodu, w którym widać, że prawo nie jest martwe. Wiedzieli wówczas, że są tutaj bezpieczni.
Jelenia Góra pierwszą szubienicę kazała zbudować na dzisiejszym Wzgórzu Kościuszki, w XVI wieku. Był to obiekt widoczny z daleka, a jednocześnie położony w miarę blisko miasta. Początkowo skazanych chowano w obrębie szubienicy, jednak z czasem, gdy brakowano miejsca, chowano ich także poza jej obrysem. Szubienica lub teren wokół niej wykorzystywany był także jako miejsce, w którym grzebano wyłapywane zwierzęta a czasami wyrzucano zwykłe śmieci. Dlatego dzisiaj gdy w taki obiekt wchodzą archeolodzy pozyskują znakomity materiał do badań.
Niestety władze wojskowe podjęły decyzję o likwidacji szubienicy na Wzgórzu Kościuszki. Miało to miejsce w roku 1778. Wtedy miasto, pozbawione tak potrzebnego obiektu, w tym likwidowanym miało miejsce wiele straceń, co zostało potwierdzone wynikami badan archeologicznych przeprowadzonych w tym miejscu, podjęło decyzję o budowie nowej szubienicy. Władze miasta były przekonane, że by utrzymać porządek koniecznym jest posiadanie widocznego środka egzekwowania prawa. Dlatego rok później a więc w roku 1779 zbudowano nowy obiekt na jednym z okolicznych wzgórz. Niestety, a może na szczęście, nowy obiekt nigdy nie został wykorzystany w celu do jakiego go wzniesiono. Podczas jednak przeprowadzonych tu badań archeologicznych znaleziono wiele szczątków zwierzęcych i śmieci pochodzących z przeprowadzonych remontów kamienic na terenie miasta. Nową szubienice rozebrano w roku 1836.
Tak więc z całą pewności możemy stwierdzić, że Jelenia Góra jest jedynym organizmem miejskim, na terenie którego udokumentowano istnienie aż dwóch szubienic.
Ciekawe, powód to do dumy czy nie?
Krzysztof Tecza